Spędzając czas w kawiarniach/pubach czy też miejscach spotkań z kulturą
obserwuję otoczenie. Różne grupy społeczne przychodzą i głośno rozprawiają nad
tym, co w danej chwili jest na topie.
Ostatnio na celowniku mam pewną kawiarnio/piwialnio/czytelnię. Niesamowite
miejsce, w którym łączy się całkiem spora biblioteka będąca zarazem
kawiarnią z możliwością kupna piwa. Wybierasz książkę, kupujesz
ciastko/kawę/piwo i siadasz w wygodnym fotelu czy też na kanapie. Atmosfera
niczym w domu. Ta knajpka to Falanster, zresztą z której właśnie piszę tego
posta.
Siedzę wygodnie w kąciku z laptopem na kolanach i patrzę - obserwuję póki co
puste stoliki czekające z upragnieniem na piątkowych gości. Mamy przecież
dopiero godzinę 18:00. Ja, jak to już zwykle bywa, zasiadam ze startową
herbatką i czekam na to co wydarzy się w najbliższych godzinach.
Jest 21:40 a ja spożyłem już wystarczającą ilość Ciechana Miodowego.
Słucham. W koło dochodzi moim uszom gwar. To ktoś rozmawia o krewetkach, z
drugiej strony ktoś opowiada o kutrach rybackich. Są to dwie - osobne grupy
ludzi. Temat podobny. Czym to jest spowodowane? Czy w takich miejscach jak to,
jaźń jest połączona w wielki kreatywny umysł?
Patrzę na hipsterów, skejtów, metalów czy całą resztę bezosobowego tłumu.
Każdy o czymś rozmawia. Każdy przekazuje informacje, które w tym całym gwarze
przypominają jazz band grający bez nut. Jeżeli wczujemy się w odpowiedni rytm
odnajdziemy spójną całość. Kobieta za mną używa ładnych perfum które idealnie
się komponują do smaku mojej herbaty. Człowiek naprzeciwko ma całkiem ciekawe
okulary wpasowane w wystrój knajpy a kobieta, która właśnie wychodzi odgarnia
swoje blond loki... one po prostu są ładne... Wszystko spokojnie płynie.
Kurwa jak można być tak pojebany, żeby spędzać godziny na obserwacji
innych...